niedziela, 26 lutego 2012

Wszystko ma...

Istnieją słowa, których nie powinno się wypowiadać,
których nie powinno się napisać,
ani nawet nie powinno się pomyśleć...

Trochę takich słów skasowałam dziś w swojej głowie. Niewypowiedzianych. Na szczęście... Po co się unosić, być uszczypliwym. Po co wygrywać. jakim kosztem? Jeśli zgodzimy się na kompromis, ba! nawet na swoją prywatną cichą przegraną, może i spadnie nam korona z głowy a duma poczuje się urażona. Ale czasem warto. Dla niektórych osób warto. Niektórych relacji. Na pewno warto.
Zastanowić się jak wiele słów wypowiadamy, aby podnieść samych siebie na duchu, naszą samoocenę? Zabłysnąć, zyskać uznanie, szacunek i poczuć się kimś lepszym?
Innym?
"A Kim ja jestem? Jestem tym, za kogo mnie uważa Julka? Czy jestem tym, za kogo mnie uważa Franek? A może jestem.." No kim ja jestem? JA.

"A man asked Lord Buddha "I want happiness." Lord Buddha said: first remove "I" that's ego. Then remove "Want" that's a desire. See now you are left with only "happiness". "

"JA - kto to jest?"
Jestem swoim własnym wyobrażeniem. Swoim poglądem na siebie. Dynamicznie zmieniającym się zdjęciem. Jestem reżyserem, scenografem i operatorem kamery. Ustawiam ostrość i dźwięk. Chemikiem sporządzającym miksturę. Jestem obrazem o tysiącu warstw, wątków, refleksów i cieni. Półprzepuszczalnym sitkiem. Niczym więcej jak kupką genów i sposobem rozumnego ich kierowania. Działem promocji i marketingu, grafikiem opakowania... I egzekutorem jakości.
Spadam na ziemię i muszę się bronić. Walczyć o swoją prywatną wolność i o bycie wśród innych.



Miałam dziwny tydzień. Właśnie poczułam uczucie. Ukuło. I znowu poczułam, że żyję.
Moje życie nie toczy się bez... zrozumienia.
Bez nauki i ludzi... Moich nauczycieli.
Do końca moich dni nie nadejdzie taki dzień, w którym nie będę mogła nauczyć się czegoś więcej...
Bo życie to magia. I szkoła. Ma słodko gorzki smak.

A tydzień ten? Lekarz medycyny tropikalnej, ginekolog. Kupiony plecak i zapas tamponów.
Od jutra kolejny dzień. Czas na szczepienia i badania. Kostium kąpielowy, dezodorant, ambasady. Ubezpieczenie! Nie mogę zapomnieć o ubezpieczeniu...!


Powinnam więcej rozmawiać o wyjeździe z rodzicami. Nie widzę, aby go przeżywali. Ale wiem, że bardzo się o mnie boją. Będą się martwić. Zawsze starałam się często dawać oznaki życia będąc w trasie. Myślę, że na razie nie czują tego, ze jadę... Mimo iż zabieram mamę na zakupy, rozmawiam z Nią o lekarzach, a tacie podtykam pod nos mapę z zaczątkami oznaczania miejsc, które może minę.. A może nie.
A może po prosu tego wyjazdu boją się dużo bardziej? I nie chcą na razie myśleć, o tym, że wyjeżdżam... Zawsze uważali mnie za odpowiedzialną. No... nieugiętą, stawiającą na swoim i nieposłuszną... Ale w tym swoim dążeniu do postawionych celów... "odpowiedzialną". Tak, wzięłam odpowiedzialność za swoje życie. Swoje czyny. I to ja nimi kieruję. Jak kapitan. Albo generał...! Wydaję rozkazy... w każdym razie... To JA, czymkolwiek kimkolwiek jest, ma kluczyki.

Sama jak na razie... myślę mało o wyjeździe. Setki razy za dużo! To i tak mało... Za dużo! Ale mało... Paula! Nie kłóć się! ZA DUŻO. Drukowanymi dociera? A jakie, do cholery, znaczenie ma jakimi literami napiszę...
"When you start an argument with yourself, you can usually tell who's going to win" ...
Mogłabym powiedzieć, że znam siebie na tyle dobrze, ze wiem ze żadna nie odpuści.ale wybiorę raczej opcję - my się nie kłócimy... ^^

Dacie wiarę? 24...!
Wszystko ma swoje granice.
I nie widzę w tym nic złego.

Chociaż...

niedziela, 19 lutego 2012

za późno na pesymizm ♥

Pełna wątpliwości. 32 dni. Właśnie wtedy znajdę się w samolocie. W samolocie prosto w nieznane. Nie wiem co mnie tam czeka. Nie wiem czy będę mogła ufać ludziom, których spotkam na swojej drodze. Nie wiem czy będę bezpieczna. Nie wiem z kim przyjdzie mi obcować i gdzie. Nie wiem jak daleko dotrę. Nie wiem czy zrozumiem tamtejszą mentalność, czy będę potrafiła dogadać się z ludźmi, czy zyskam przyjaciół. Nie wiem czy starczy mi odwagi...
Ale jestem pełna nadziei.
Jest wiele wątpliwości, ale to nic innego, jak właśnie dzień "jutro" tyle wątpliwości z sobą niesie...
Czego mogę być pewna zostając w Polsce? Czy mogę być pewna, że spotkam na swojej drodze samych uczciwych ludzi? Czy mogę być pewna, iż jestem bezpieczna, dokądkolwiek nie pójdę? Nie, nie mogę być tego pewna. Dlatego lecę.

Kiedy jeszcze rozważałam decyzję kupna biletu, siedząc przy rodzinnym stole jedząc kolację, w wiadomościach podali informację o tym, iż pewien mężczyzna zmarł na skutek uderzenia dachówką zerwaną przez wiatr podczas wichury... Bynajmniej nie jest to śmieszna informacja. Jednak wywołując ironiczny uśmiech na mej twarzy utwierdziła mnie w przekonaniu jak bardzo nieprzewidywalny jest los. Tak więc wybrałam. Szala się przechyliła. A ja kupiłam bilet...

Skąd wiedzieć mam, gdzie i kiedy trafi na mnie moja dachówka?


Wzięłam urlop dziekański na semestr letni 2011/2012. Zostawiłam swe ukochane studia, pasję swojego życia, by wyruszyć w podróż w nieznane. Piszę "zostawiłam"... Trochę czuję się jakbym je właśnie zdradzała. Ale wrócę.... Wrócę, zamierzam!



Czy to odważne czy głupie?
Czy szklanka z wodą jest na wpół pełna, czy na wpół pusta?
A może nie jest to ani odważne, ani głupie?
Tak długo jak długo idę za głosem swojego serca, patrząc w przyszłość z ufnością, wierząc swej intuicji i będąc szczęśliwą... Tak długo czuję, iż idę w dobrym kierunku.


Tylko... Czy ja aby na pewno idę za głosem serca? Czy wierzę swojej intuicji? Czy czuję się szczęśliwa z podjętej decyzji?
Boję się...

"There is only one way to find out." za późno na pesymizm...